Mam problem. Zgubiłam się. Nie wiem, czego chcę od życia.
Ludzie od zamierzchłych czasów poszukują sensu.
Sensu życia, istnienia, działania. Po co?
Bo poczucie sensu tego, czym się zajmujemy,
pozwala nam działać pomimo przeciwności.
Jestem w dosyć wygodnej życiowo sytuacji, ale czuję ssanie w żołądku i dziurę w sercu. Bo się boję i nie wiem, dokąd zmierzam. Czego chcę? Gdyby ktoś znalazł mi odpowiedź na to wkurzające i stosunkowo proste pytanie, byłby moim bohaterem (bohaterką)! 
Dziwne, prawda? Niby założyłam firmę i już wybrałam jej obszar działalności. Niby studiuję psychologię, czyli to, co naprawdę mnie interesuje. Niby jestem w wygodnej sytuacji życiowej z niewielkimi problemami czy to finansowymi, czy z komunikacją w różnych relacjach. Ale...
Kiedy w jakimkolwiek zdaniu po przecinku znajdziesz słowo "ale", możesz uznać, że część przed przecinkiem jest nieprawdą. Osoba, która to mówiła, sama nie wierzy w ten początek. Co to znaczy w moim przypadku?
Nie jestem w wygodnej sytuacji życiowej. Nie cieszą mnie studia, firma, relacje z ludźmi, chociaż generalnie wydaje mi się, że jest dobrze. Ale równie generalnie jest mi ciężko, źle i... Nie chcę tak narzekać na życie! Tego właśnie chcę. Chcę, aby mi się chciało!
Chcę radości każdego dnia, nawet kiedy jest pod górkę. Chcę pisać na blogu tylko to, na co naprawdę mam ochotę. Chcę iść do pracy, która daje mi radość i satysfakcję. Chcę podróżować i nie martwić się o pieniądze. Chcę być w naprawdę wartościowych, prawdziwych i dających radość relacjach.
Trudne w realizacji?
Ogromnie!
Jak chcesz, to nic więcej nie potrzebujesz - napisała mi dzisiaj pewna osoba. I ja jej wierzę! Wierzę w to, że może być lepiej, bo to od nas zależy jak interpretujemy swoją rzeczywistość. Uśmiechnij się do cholery, zamiast spuszczać nos na kwintę! Od narzekania jeszcze nikt się nie wzbogacił, nie doświadczył więcej.
Wielka zmiana (podróż) zaczyna się od małego kroku, a więc uroczyście przysięgam:
Pisać na blogu pisać to, co faktycznie chcę napisać, i nie zmuszać się do pisania na tematy, które nie sprawiają mi frajdy!
Pisanie bloga to moja pasja. Przyjemność, która długo nie miała uzasadnienia w rezultatach. Po prostu chciałam się czymś podzielić, to dzieliłam się. Wierzyłam, że komuś to pomoże, ktoś może się zainspiruje, albo totalnie nie zgodzi się z tym, co myślę ja i poszuka swojej definicji szczęścia, marzeń, związku...
Blog to takie miejsce, które powstało w dużej mierze dla mnie. Miejsce, w którym realizuję siebie i rozładowuję kreatywną energię. Miejsce, w którym raportuję poszczególne etapy swojego rozwoju osobistego. Miejsce, na które w całości mam realny wpływ.
Dlaczego przestałam słuchać
swojego serca
pisząc na blogu?
Wpadłam w pułapkę. Chciałam, aby blog był moim źródłem finansowania. Nie czułam się ekspertką w tym, co kocham (w sumie nielogiczne), więc zaczęłam się kształcić w zakresie czegoś, co interesowało mnie tylko trochę.
Zmęczyłam się takim działaniem i blogowanie przestało mnie motywować, inspirować, dawać radość. A gdy jeden z moich największych silników przestał działać jak należy, zwolnił obroty, to i ja przestałam normalnie funkcjonować. Dawno już nie czułam się tak rozerwana, zmęczona, niezadowolona ze wszystkiego, co mnie otacza, a przy tym tak bardzo poszukująca życia, sensu, radości, próbująca wejść wyżej ze swoim nastrojem i poziomem działania. Bezskutecznie.
Kiedyś potrafiłam zaprzeć się samej siebie i działaś w trybie spełniania oczekiwań otoczenia, pragmatycznie podchodząc do życia. Zdobywałam najlepsze oceny, wygrywałam szkolne, powiatowe, wojewódzkie i ogólnopolskie konkursy w różnych dziedzinach, miałam ułożone marzenia o pewnej i dobrze płatnej pracy. Uczyłam się bardzo dużo, rozwijałam swoje pasje, mało spałam, nie budowałam relacji, bo przecież nie zostawało mi już na to czasu...
Tak było do czasu, gdy omal nie umarłam. Tak, dobrze czytasz - omal nie ZMARŁAM! Mając 17 lat doświadczyłam śmierci w pełnej jej okazałości. Wiesz, co? Wtedy właśnie pokochałam życie! Tak narodziło się moje zainteresowanie psychologią i rozwojem osobistym, to wtedy obiecałam sobie, że zacznę żyć naprawdę, że nigdy więcej nie będę się zmuszała do spełniania oczekiwań innych osób, że będę słuchać tego, co podpowiada mi serce. Wierzę w Boga i wierzę, że On jest przy mnie - w jakiś sposób mnie prowadzi i podtrzymuje po drodze (nawet jeżeli nasza relacja również nie należy do najłatwiejszych).
Oczywiście, jak każdy czasami zbaczam z wytyczonej sobie trasy. Szukam akceptacji, uznania i szacunku w oczach innych, zapominając, że najpierw sama powinnam siebie zaakceptować i szanować bez względu na wszystko. Jednak mogę powiedzieć, że konsekwentnie dążę do spełnienia swoich marzeń, jestem wierna swoim wartościom i uczę się budować relacje z ludźmi.
Powrót na swoją ścieżkę rozpoczynam od blogowania i na nowo cieszę się
wolnością bycia sobą
Cieszę się, że mi w tym towarzyszysz :)