Wolontariat
– nieodpłatne i dobrowolne działanie na rzecz osób niespokrewnionych,
idei lub organizacji.
Tak w skrócie wyglądałaby moja
definicja wolontariatu. Od września do grudnia 2014 pomagałam w Banku Żywności,
od kwietnia tego roku uczestniczyłam w Akademii Przyszłości jako tutorka, od
roku działam w Uniwersytecie Dzieci. Szukałam tego, co odpowiadałoby mi
światopoglądowo, co dałoby mi największą szansę na rozwój jako człowieka i
przyszłego pracownika. Zmagałam się ze zniechęceniem, chęcią ucieczki przed
zobowiązaniami i odpowiedzialnością. Płakać mi się chciało, gdy kolejną sobotę
musiałam wstać o szóstej rano, żeby dojechać na zajęcia Uniwersytetu, które
obiecałam obstawić. Głowa pękała mi w szwach, gdy myślałam nad przebiegiem
kolejnych zajęć w Akademii. Czułam frustrację, gdy przedpołudnie spędzałam na
paradzie Banku, w głowie wciąż mając myśl: „Jeszcze nie spakowałam się do
Warszawy, a autobus o 16!”.
Czemu więc zostałam
i czemu, do
cholery, promuję wolontariat jako jedną z ciekawszych form terapii?!
Po pierwsze: trzeba by wytłumaczyć
moje subiektywne spojrzenie na tę formę spędzania czasu. Przeżycie wszystkich
tych doświadczeń dało mi siłę i satysfakcję z tego, że dałam radę. Nauczyłam
się odpowiedzialności, sumienności i wytrwałości. Poznałam wielu ciekawych i
pozytywnych ludzi, miałam okazję doświadczyć innych stron swojego charakteru.
Pokonałam lęk przed obowiązkami i polubiłam dzieci (co niewątpliwie przyda mi
się, jeżeli w przyszłości chciałabym mieć własne ;) ). Ponad to mogę pochwalić się krótkim wywiadem
do Gazety Olsztyńskiej, artykułem na platformie Uniwersytetu Dzieci i znalezieniem
pracy w tejże organizacji, nauczeniem się podstaw języka migowego,
doświadczeniem w pracy z dziećmi. Miałam nawet możliwość napicia się kawy z
wykładowcami z Wydziału Nauk Technicznych, co wspominam, ponieważ w takich nieformalnych
sytuacjach można poznać ludzi, z którymi na co dzień nie rozmawiamy. A
wykładowcy to też fajni ludzie ;) !
Po drugie: badania i doniesienia
ze świata psychologii, który kocham i w którym utknęłam już na dobre. Ludzie to
istoty, które potrzebują innych ludzi by żyć. Nie chodzi mi tylko o to, że
przez długi czas po narodzeniu jesteśmy niesamodzielni i dorośli dostarczają
nam pokarmu, opiekują się nami, zapewniając higienę i bezpieczeństwo. Te
podstawowe potrzeby natury fizycznej są oczywiste, jednak bliskość, miłość i
uwaga są jednakowo konieczne do życia. W badaniach po II wojnie światowej
wykazano, że dzieci z sierocińców, pomimo zapewnienia im jedzenia, niezbędnych
dóbr materialnych i dachu nad głową, były mniejsze, gorzej rozwinięte pod
względem psychofizycznym. A potrzeba przebywania z drugim człowiekiem nie mija
wraz z wiekiem…
W eksperymencie Todda Kashdana z
Uniwersytetu George’a Masona proszono grupę studentów o porównywanie następstw
dwóch rodzajów czynności:
- czegoś, co studenci lubili robić (np. wypad do kina)
- bezinteresownych aktów życzliwości (np. działania jako wolontariusz podczas zbiórki żywności)
Okazało się, że nastrój studentów
zdecydowanie silniej zmieniał się po wykonywania drugiego typu aktywności. I to, jak zapewne się
domyślacie, na lepsze!
Pomysł na dzisiejszy wpis
zaświtał mi w głowie podczas czytania książki „Pokonaj depresję. Program 6
kroków do zdrowia bez leków” Stephena S. Ilardiego (bo, jak wszyscy wiemy,
wakacje to czas na przeczytanie jeszcze większej ilości książek uzupełniających
program studiów ;P ). Wolontariat jest jednym z kroków zaproponowanych w
autorskiej terapii Ilardiego nazwanej Terapeutyczna Zmiana Stylu Życia. TZSŻ to
program terapii skierowany do osób, które zmagają się już z depresją, ale także
do tych, którzy chcą podjąć działania profilaktyczne. Działania na rzecz innych
osób czy ważnych spraw są okazją do stworzenia nowych, satysfakcjonujących
więzi, a także do poprawy własnego nastroju. Ponad to wolontariat rozwija już
posiadane kompetencje i pozwala na tworzenie się nowych, buduje poczucie
własnej wartości, dając lepszą szansę na rynku pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz