Dużo myślałam ostatnio nad
podejmowaniem ryzyka w życiu, w podróży, w budowaniu swojej kariery, a także
nad tym, jak wiele chciałabym w życiu spróbować, doświadczyć i nauczyć się. W
psychologii są takie dwa konstrukty jak skłonność do ryzyka i otwartość na
doświadczenie. Mówi się o nich np. w kontekście psychologii osobowości lub przy
analizie cech temperamentalnych. Pojęcie ryzyka coraz częściej występuje
również w biznesie, a w szeroko pojętym rozwoju osobistym promuje się ideę „otwartego
umysłu”. Jak to wygląda w kwestii teoretycznej?
(UWAGA: Jeśli nudzi Cię teoria, przejdź niżej)
W Regulacyjnej Teorii
Temperamentu Stelaua (1969) jedną z wyróżnionych cech temperamentu jest
aktywność, czyli skłonność do podejmowania się takich działań, które same w
sobie są stymulujące lub dostarczają stymulacji zewnętrznej (za: Strelau,
2008). A teraz po ludzku: ludzie, którzy są aktywni, w świetle tej teorii,
wybierają zachowania dające im przysłowiowego „kopa” – dużo wrażeń, emocji,
adrenaliny czy endorfin. Wśród tych działań mogą znajdować się zachowania
ryzykowne i nowe, bo jak wszyscy wiemy pierwszy raz smakuje najlepiej. Mam
ochotę przytoczyć tu przykład z Ewolucji
pożądania Davida Bussa, ale się powstrzymam (mimo to zachęcam do zapoznania
się z książką). Podobnie przedstawia się pojęcie ekstrawersji, cechy
zaproponowanej przez Eysencka (1973, 1990; za: Gerrig i Zimbardo, 2012). Poza
znanym tłumaczeniem, że jest to towarzyskość i upodobanie do brylowania w
towarzystwie, ekstrawersja to także poszukiwanie stymulacji (w tym zachowań
wiążących się z ryzykiem).
Otwartość na doświadczenie to
jedna z cech tzw. Wielkiej Piątki, czyli teorii osobowości stworzonej przez McCraea
i Costa (1997; za: Gerrig i Zimbardo, 2012). Biegun tej cechy, który
najbardziej mnie interesuje w świetle tych rozważań, przedstawia człowieka
otwartego na doświadczenie jako twórczego, intelektualistę o otwartym umyśle. Jak
wspomniałam na początku jest to san promowany przez wielu praktyków i
teoretyków rozwoju osobistego. Osobiście nie posunęłabym się do tego, aby twierdzić,
że jest to cecha wyłącznie pozytywna.
(O tu możesz przejść)
Jestem przesiąknięta otwartością
umysłu i często odbija mi się to czkawką. Chciałabym wiedzieć wszystko, nauczyć
się wielu języków, skończyć wiele kierunków, zaznać życia w różnych krajach. Interesuje
mnie każdy rodzaj sztuki, chciałabym spróbować każdej aktywności i realizować
wiele hobby. No i najważniejsze: chciałabym przeczytać każdą książkę, którą
napotkam. Jak wygląda to w praktyce? Mam porozpoczynane z pięć książek,
codziennie doznaję objawienia, co chciałabym robić w życiu (większość pomysłów
się wyklucza), podejmuję się wielu działań, kończąc wypalona, by znów rozniecić
w sobie chęć do robienia czegoś nowego. Większość przedsięwzięć kończyło się
fiaskiem. Mam dobrą nowinę! Znalazłam na to sposób, ale o moim sposobie na
słomiany zapał innym razem.
Co z ryzykiem? Dobre? Złe? Najpiękniejsze
podróże, niecodzienne przygody, nowy, innowacyjny biznes – wszystko to nie
miałoby miejsca, gdyby ktoś kiedyś nie podjął ryzyka. Bywają też sytuacje, gdy
ryzyko nie jest konieczne, a stają się przez nie brawurowe czy niebezpieczne.
Kiedyś usłyszałam piękną myśl: trawa jest silniejsza od drzewa – dlaczego? – bo ona chwieje się pod spływem wiatru i tej
jej nie złamie, w przeciwieństwie do drzewa. Jakoś tak to szło, ale to moja
parafraza – sens pozostał.
Pomówmy jednak o dobrych stronach
podejmowania ryzyka. Strefa komfortu jest znaną, utartą ścieżką, której
kurczowo się trzymamy, bo wszystko inne wydaje się obce i niebezpieczne. A
gdyby tak spróbować inaczej? Np. wstać wcześniej i pójść pobiegać? Za pierwszym
razem będzie tragicznie – będziemy spoceni, zmęczeni i ciężko będzie złapać
oddech, ale kawa nie będzie już tak niezbędna do życia i funkcjonowania w
pracy. A może związek, w którym jestem mi nie odpowiada, bo przestaję cieszyć
się życiem i gubię po drodze siebie? A może wcale nie chcę być matką/ojcem? A
może praca, którą wykonuję, mnie przygnębia? A może wcale nie chcę studiować? A
może mój pomysł ma rację bytu i mi się powiedzie? Świat nie przestanie istnieć,
jeżeli postanowię żyć inaczej niż do tej pory. Jeżeli spróbuję, zrobię ten
pierwszy krok. Jak pisałam w jednym z poprzednich wpisów: dlaczego nie powiedzieć
życiu WHY NOT i nie skoczyć w wir życia? Może tam na dole jest ciekawiej,
lepiej? A do tego ktoś życzliwy podstawi trampolinę, żeby upadek nie był tak
bolesny.
A może popełnię przy tym błąd? Błędów nie popełnia tylko ten, kto nie
próbuje nic nowego – A. Einstein. A próbować warto. Chociażby po to, by
wyciągnąć z nich naukę na przyszłość. I tu znowu pojawia się znarzekana przeze
mnie otwartość na doświadczenia. Otwarty umysł pozwala zainspirować się
wszystkim, znaleźć sens w bezsensie. Gdyby nie ta cecha, nie potrafiłabym
wytrzymać niektórych dni. Nauka do sesji to hardcorowy maraton, podczas którego
ma się ochotę rzucić studia. Jednak wtedy staram się szukać czegoś niezwykłego,
ciekawego, inspirującego, czym mogłabym podzielić się z innymi. Dyskutuję,
piszę nowe posty, zaznaczam tematy, które chciałabym zagłębić. Gdyby nie
otwartość na doświadczenia, nie potrafiłabym dostrzegać czegoś dobrego, w tym,
co z pozoru wydawało się tragiczne. Na własnej skórze doświadczyłam śmierci,
byłam o włos… I to nie raz, a dwa razy. Dało mi to nowy napęd do życia, chęć
przeżycia go tak, aby było jak najlepsze.
Rozpisałam się trochę, ale to
dlatego, że tak długo mnie tu nie było. I na koniec mój ukochany cytat:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz